- tak się przedstawił Jan Paweł II Włochom w dniu wyboru.
Wiadomość niesamowita. Euforia. Wielkie nadzieje i wielkie przygotowania. Sądzimy, że i nas odwiedzi w Piekarach. Bo nie mogło być innego miejsca. Bo przecież papież pisał do naszego biskupa w telegramie:
„Noszę w sercu wspomnienia osobistych spotkań z wiernymi w Piekarach Śląskich, gdzie jako metropolita krakowski pielgrzymowałem razem z ludem Górnego Śląska do Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej. Z serca błogosławię tym wszystkim, którzy podejmują trud odnowy życia religijnego w rodzinach ku większej chwale Boga i Jego Matki.
Jan Paweł II”
Biskup katowicki Herbert Bednorz podjął myśl zaproszenia Ojca św. do Piekar. Tu zerwała się burza - mało, tajfun ze strony komunistów. W Katowicach „panował” jako I sekretarz partii Zdzisław Grudzień. Jego niemal o mało krew nie zalała (oczywiście robotnicza). Na zebraniu partyjnym pienił się i krzyczał: „Ja z tym chłystkiem jeszcze się policzę! - mówił o biskupie Herbercie Bednorzu. ,,Po moim trupie, Wojtyła przyjedzie na Śląsk!”. Słowa te miały się okazać prorocze, bo gdy papież był w Katowicach w 1983 r. Grudnia już nie było pomiędzy żywymi.
Towarzysz Grudzień rozpętał falę protestów. Do Kurii katowickiej zaczęły spływać tysiące telegramów wyrażających „oburzenie” z powodu niecnego projektu zaproszenia papieża na Śląsk. Szkoły i zakłady pracy były zobowiązane do wysłania takich listów z podpisami swoich pracowników. Również wielu zwykłych obywateli oznajmiało biskupowi tego rodzaju „oburzenie”. Pisał sztygar z pszowskiej kopalni ,,Anna”:
„Księże ordynatorze nie pozwólcie, by nakłaniano naszych wiernych przez duchowieństwo do zmiany programu pobytu papieża w Polsce, bo będzie to powód do niesnasek między wiernymi i niewiernymi w Polsce”.
Do Piekar papieża nie wpuszczono. Pojechałem na spotkanie z Nim na Jasną Górę. Ilu nas tam było, trudno stwierdzić. Nie było wtedy takich biletów jak dziś. Nie łatwo było dostać dzień wolny. Dlatego nasze spotkanie zaczynało się dopiero o godz. 16.00. Przed tym spotkaniem przeszła nad Jasną Górą potworna burza. Widać burze nas lubią... By mogli pojechać do Częstochowy nasi parafianie, poszedłem do zakładów pracy, by te umożliwiły takie wyjazdy. Jaki był skutek trudno powiedzieć! Wśród naszych parafian byli wytypowani przez księdza przedstawiciele do służb porządkowych.