Reflektorem przez...: Kraj dziecięcych lat

Lepiej zapalić świeczkę,
niż narzekać na ciemność
(przysłowie chińskie)

W czasie wizytacji biskup sufragan katowicki Juliusza Bieniek zażyczył sobie, by mu przekazać spis rodzin wielodzietnych. Przy okazji zapytałem, jak liczbowo powinna wyglądać taka wspólnota? Odpowiedział: troje, czworo dzieci! Pomyślałem, nie za wiele. Nas rodzeństwa było siedmioro. Taka była wtedy ,,norma”. Okolica w której wzrastałem to Jura Krakowsko-Częstochowska. Teren wspaniale pofałdowany. Dla dziecka były to ,,góry”. Zresztą, tak się nazywały. Droga do kościoła bardzo daleka. Droga prowadząca do niego była obsadzona ówczesnym zwyczajem drzewami owocowymi. Przy naszej rosły czereśnie. Przepiękne widoki w czasie kwitnienia, a potem owocowania.
Gdy wracaliśmy ze Mszy św. na północnym horyzoncie widać było, jak na dłoni, Jasną Górę. Dla tych, którzy tu się urodzili, była to kraina fantazji. Całości przeżyć nadawał kościół parafialny św. Jakuba Starszego apostoła. Tu mnie ochrzczono, tu byłem bierzmowany, w tym kościele do ołtarza prowadził mnie sędziwy proboszcz Michał Brzoza. To on trasę na Jasna Górę ponad dwadzieścia kilometrów pokonywał w ciągu czterech godzin. W Lubszy, naszej parafii, działał poeta - Józef Lompa, nauczyciel, pisarz, obrońca mowy polskiej, organista w kościele. Nasza parafia to barwne pogranicze. Kilka kilometrów stąd przebiegała granica pomiędzy zaborami rosyjskim i pruskim. Tu panował cesarz Wilhelm, tam car Mikołaj czy Aleksander. Jeszcze dziś opowiada się, że w carskim wojsku często spotykali się na granicy ojciec z synem, bo służba wojskowa trwała u cara „tylko” 27 lat.
W roku 1950 ukończyłem szkołę podstawową. Trzeba było coś wybrać. Jakąś szkołę średnia. Próbowałem do Tarnowskich Gór, ale sprawa rozbiła się o dojazd, potem zamieszkanie. Ani jedno, ani drugie nie wchodziło w grę. Proboszcz załatwił miejsce w Katowicach. Było to Niższe Seminarium Duchowne im. św. Jacka. Do czerwca tego roku było to prywatne, katolickie gimnazjum, któremu groziło zamknięcie. Wobec tego biskup Stanisław Adamski zmienił nazwę na Niższe Seminarium Duchowne im. św. Jacka i sprawa została załatwiona. Były różne szykany, utrudniające naszą naukę.
Jeszcze w tym samym roku zabrano nam pomieszczenia klasowe. Odtąd mieliśmy lekcje w Kurii Diecezjalnej i na probostwie parafii Chrystusa Króla. W naszych pomieszczeniach stworzono nowe gimnazjum męskie im. Ludwika Waryńskiego. Uczyli się tam sami członkowie ZMP - komuniści. Jak młodzież, tak też profesorowie nosili tam czerwone krawaty. W naszej dawnej gazetce umieszczali przeróżne artykuły, które zawsze miały jeden i ten sam refren: „Baczność wróg czuwa”.
Nasze seminarium było kontynuatorem gimnazjum św. Jacka. Tradycje pedagogiczne wspaniałe, jeszcze sprzed wojny. A w ówczesnych latach pięćdziesiątych przychodzili nauczyciele wybitni, których wyrzucano, za ich przekonania. Szkołą państwową rządzili członkowie ZMP - polski komsomoł.
Żyliśmy w cieniu budującej się katedry. Blisko nas byli księża biskupi. Przeżywaliśmy boleśnie to wszystko, co w tych latach spotykało Kościół katolicki i ludzi wierzących w Polsce.
Nasi biskupi upomnieli się o lekcje religii dla młodzieży w szkołach. Za to musieli opuścić Katowice. Na ich miejscach komuniści umieścili biskupów i księży współpracujących z partią. Było ich dwóch. My pomagaliśmy w budowie nowej katedry Chrystusa Króla. „Przeżywaliśmy śmierć Józefa Stalina” - na rozkaz rządzących. Z tego powodu biły wszystkie dzwony kościelne. Wtedy nie było ich za dużo, bo zabrano je w czasie wojny i przetopiono na armaty. Tak ,,przeżywaliśmy”.
Za naszego pobytu w Katowicach zmieniono nazwę miasta na Stalinogród. Koszty zmiany były ogromne. Mówił mi o tym organista w Katowicach - Ochojcu, który w tym czasie pracował w prezydium miasta. Zmiana pieczątek kosztowała w 1953 r. ponad 700 tysięcy złotych.
Po maturze, w 1955 roku część kolegów wybrała studia teologiczne, inni różne wydziały według swego upodobania. Studia w Seminarium Duchownym rozpoczęło 125 kandydatów z diecezji katowickiej. Seminarium nasze w Krakowie tej liczby nie mogło pomieścić. Dlatego utworzono dodatkowy rok studiów w Tarnowskich Górach.
Potem Kraków i wspaniałe przeżycia. Po sześciu latach, 25 czerwca 1961 r. ks. Biskup Herbert Bednorz udzielił nam sakramentu kapłaństwa.