Był dwukrotnie w Jasienicy. Urodzony 30 czerwca 1923 roku w Myślenicach. Święcenia kapłańskie przyjął 5 lipca 1953 r. w Tarnowie. Zmarł w Tarnowie, 19 czerwca 1989 r.
Był to kapłan Serca Bożego. Całym sercem poświęcał się pracy w Zgromadzeniu i w parafii. Takim był w czasie pobytu w Jasienicy. Tryskał humorem. Parafianie szczególnie cieszyli się, gdy odwiedzał ich domy w czasie kolędy. Tak opowiada pani Weronika:
„- Kolęda, co za pech. Coś się stało z moim stołem. Gdy stały na nim krzyż i świece, było dobrze. Ale gdy zaczęłam przygotowywać coś do zjedzenia, strach i wstyd - chwiejący się i trzęsący, kulawy stół... Ale co robić. Kiedy wchodzę z posiłkiem do pokoju, zauważam, że ks. Stefana nie ma. Przecież nie
mógł uciec. Staję bezradna, a po chwili ksiądz wychodzi spod stołu z uśmiechem: „Już nie będzie tragedii, naprawiłem... - stwierdził”.
Wychowywał się na krakowskim Kazimierzu - dzielnicy żydowskiej.
On z Żydami obcował na co dzień, znał ich na wylot.
Na jego przykładzie, można było poznać życie Gminy Żydowskiej od kuchni. Były to trzeźwe opowiadania o Salci i Mośku, ich dzieciach, ich wierze i codzienności.
Kiedyś opowiadał o premierze Józefie Cyrankiewiczu i jego częstym pobycie w Zakopanem. Cyrankiewicz częstował górali i wszystkich obecnych w lokalu - piwem.
Kiedyś podchodzi do niego jeden z uczestników, wskazując na kilkadziesiąt kufli z piwem: „Panocku, ten zond to wom się udoł”.
Z humorem śpiewał o łysych:
„Łysi nie wejdą do nieba,
Chyba, że przypadkiem,
Bo św. Piotr będzie myśloł,
Że się pchają zadkiem!”